poniedziałek, 21 listopada 2011

Muszko-łówka

 
Jak obiecywałam poprzednio, pokazuję moją muchołówkę (Dionaea). Okaz ma około miesiąca od czasu kupienia, a w sklepie był już dość wyrośnięty, miał sporo pułapek. Teraz rozwija się w niesamowitym tempie, a nawet wypuścił pęd kwiatowy, choć wcale nie jest to pora kwitnienia muchołówki. Tak naprawdę najlepiej byłoby ściąć ten pęd, bo to osłabia roślinę i może ona nawet zaniknąć, chciałam jednak zobaczyć pierwszy raz jak muchołówka kwitnie. Mam nadzieję, że przeżyje. Widzę, że obok wypuszcza też drugi, malutki pęd i ten już odetnę na pewno.

Karmię ją regularnie i w momencie, kiedy roślina dostanie nowego owada, obserwuję u niej intensywny wzrost. Nowe liście są większe i bardziej zielone. Niestety ze względu na znikome ilości słońca o tej porze roku, muchołówka ma zielone pułapki, miejscami nieznacznie czerwone (stąd wiem, że nie jest to odmiana o zielonych liściach, a czerwieniejących).

Ostatnio dowiedziałam się ważnej rzeczy. Na początku, aby pokazać komuś jak „działa” muchołówka, w drodze wyjątku, zamknęłam parę pułapek rysikiem czy wykałaczką. Wiedziałam, że robię źle, bo to osłabia roślinę, ale odstąpiłam od tej zasady. Teraz już wiem, że pułapka może się zamknąć tylko 3 do 4 razy, a bywa, że po zjedzeniu owada taka pułapka jest już bezużyteczna. Na szczęście nowe  pułapki wyrastają bardzo szybko.
 
Moja muchołówka była pierwotnie posadzona w takiej ogrodniczej osłonce. I nadal w niej jest, bo ziemia nie jest na tyle zwarta, aby ją z tej doniczki wyjąć, a roślina nie jest też dostatecznie dorosła, aby ją przesadzić, tak sądzę. Dlatego włożyłam ją do akwarium w tejże doniczce, zasłoniłam mchem i rzuciłam parę kamieni. Swoją drogą kamienie granitowe pochodzą z Giewontu i z Kościelca :) należę do tych osób, które wożą w walizkach kamienie...

To mój najciekawszy jak dotąd okaz, poluję teraz na rosiczkę i dzbanecznik. Z innych okazów, jak rozkwitnie moje Hipeastrum, to pokażę je tutaj.

niedziela, 20 listopada 2011

Decoupage – NieDecoupage

 
Kiedyś zrobiłam z butelki po winie taki wazonik. Pamiętam, że był to czas, kiedy kwitły kosaćce, popularne irysy.  Był to też czas zbliżony do powstawania stolika, który prezentowałam we wcześniejszym poście. Pierwsze wrażenie jest takie, że oba te przedmioty są zrobione w podobnym stylu i podobną techniką.

Butelka ma ładny, opływowy kształt, wystarczająco dużą powierzchnię, aby nałożyć wzór, żal było jej nie wykorzystać. Wiem, że na pierwszy rzut oka to wygląda jak klasyczny decoupage, ale tylko na pierwszy i niewprawny rzut oka, pisząc nieskromnie.  Decoupage to sztuka zdobienia przedmiotów głównie gotowymi wzorami, imitowanie, sztuka sprawiania, że dany wzór wygląda na oryginał. Podoba mi się bardzo ta technika i mam zamiar zacząć jej używać –  właśnie czekam na wzorzyste serwetki. Bo nie da się oprzeć wrażeniu, że przedmioty wykonane w ten sposób naprawdę mogą być oryginalne i niepowtarzalne. 

Ale do rzeczy. Na moim wazonie wzór jest autorski, to znaczy, że sama go namalowałam. Użyłam do tego farb akrylowych, jak zwykle zresztą. Najpierw poszła warstwa gruntu, potem warstwy beżowej farby akrylowej i malowanie kosaćców. Niesamowicie podobają mi się kosaćce syberyjskie, te smukłe i fioletowe, dlatego też takiego motywu użyłam. Potem zastosowałam medium dwuskładnikowe do spękań i werniksu patynującego – bardzo delikatnie. Użycie tych mediów pochodzi wprost ze sztuki decoupage’u. Efekt możecie zobaczyć.

Mam już nową butelkę do przyozdobienia, ale będzie to już ściśle „dekupażowe” dzieło, potem mam nadzieję zrobić zegar i opakowanie na herbatę. Niedługo mam zamiar też przedstawić wam moją muchołówkę, odbiegnę przy tym nieco od tematu, ale myślę, że będzie to też coś ciekawego.



autoholowanie toruń

poniedziałek, 7 listopada 2011

Ogród II

Wrzucam dzisiaj projekt ogrodu wykonany też na drugim roku z okazji zacnego przedmiotu Budownictwo. Był to dodatek do projektu domu jednorodzinnego – projekt zagospodarowania terenu. Wersja czarna poszła do projektu, wersja kolorowa wykonana hobbystycznie. Działka była gdzieś we Wrocławiu, nie pamiętam, ale to mało istotne, w każdym razie projekt chaty zrobiłam i projekt działki też. W miarę rzeczywiste przedsięwzięcie. Bez szaleństw.
W tym ogródku podoba mi się jedna rzecz, zróżnicowanie poziomów, taras na poziomie 0, murki oporowe wokół tarasu na różnych poziomach ( koty wysokościowe na rysunku – nie wiem czy to widać).  Donice na różnych poziomach wmontowane w teren. Działka ma już bardziej rzeczywisty kształt, więc można tam szukać pewnych naturalnych wnętrz, które są narzucone właśnie przez formę działki i usytuowanie budynku. Chociaż nie jest to jakiś szczególnie ekstrawagancki kształt, bo widziałam różne działki…
Ale właśnie w tym szaleństwie tkwi metoda – im bardziej pokręcona działka, tym więcej ma tutaj do powiedzenia architekt krajobrazu. Można wtedy mówić o wyzwaniu: jak zmieścić to, a tamto, a jak zrobić, żeby wydawało się, że są dwie ścieżki, a nie jedna. Czysta magia.

Pozdrawiam :-)


okna drewniane leszno

piątek, 4 listopada 2011

Mój pierwszy projekt ogrodu


Pokażę dzisiaj mój pierwszy projekt ogrodu. Jest to projekt z drugiego roku studiów, jak dla mnie odległa przeszłość. Materią był teren przydomowy. Cały projekt od początku do końca został wykonany ręcznie. Wrzucam tutaj poster, który jest kwintesencją tego działania projektowego. Projektowałam ogrodzenie, taras, zieleń, ścieżki, podjazd, oświetlenie, słowem – wszystko co w ogrodzie być powinno.
Logo projektu stanowią trzy płaszczyzny tej przestrzeni: przestrzeń zielona, przestrzeń słońca - tarasu i przestrzeń cienia – wypoczynku.
Do projektowania fazy koncepcyjnej podchodziłam bardzo sceptycznie, bo dostaliśmy działki zupełnie oderwane od czasu i przestrzeni, sami musieliśmy nadać im jakieś umiejscowienie, a potem także i duszę. Ostatecznie dało mi to wiele przyjemności i teraz tęsknię za zaprojektowaniem takiego ogrodu i to w dodatku ręcznie.
Myślę, że teraz zrobiłabym to o wiele bardziej świadomie i co za tym idzie, lepiej warsztatowo. Żałuję, że nigdy nie mam wystarczająco dużo czasu, aby oddać się tylko jednej rzeczy, bo studia tu, studia tam, teraz też praca. Czasami myślę sobie, że jestem od wszystkiego i od niczego. A gdzie życie?

Nie rozpisuję się, co zrobiłam -  widać.

środa, 2 listopada 2011

Motyw motyla wyeksploatowany po raz kolejny

Idąc za ciosem pobazgrałam i czarne tenisówki. Efekt widoczny na zdjęciach. Tym razem wybrałam wyraziste kolory, aby było je widać na butach. Jak tak sobie teraz myślę, mam jeszcze więcej pomysłów na nie, ale motyle były pierwsze, więc oto i one.

Podkład z czarnej farby, wzór i werniks. Wyglądają ciekawie, wzbogaciłam je złotą farbą, aby wzór stał się bardziej magiczny. Zrezygnowałam tutaj z malowania ‘piętek’, jak było w przypadku cytryn. Wydawało mi się, że malując tylko przód dizajn jest już skończony.



naprawa renault

Cytrynowe tenisówki

Niedawno, zainspirowana podobnym pomysłem zobaczonym w telewizorze, pomalowałam swoje tenisówki. Miałam ich dwie pary, i tak rzadko je nosiłam, bo jedne za białe, a drugie za czarne. Świat ogólnie jest pokręcony. Także, na pewno nie było mi ich szkoda. Co najlepsze, zaczęłam je w końcu nosić, po roku czasu leżenia w szafie.
       Pierwsze pod pędzel poszły białe tenisówki. Zastanawiałam się nad wzorem, myślałam o czymś bajkowym, ale chciałam, żeby wzór był wyraźny, czytelny innymi słowy. I padło na cytryny, dobrze wyglądają i po prostu je lubię. Cała praca trwała ogółem kilka godzin. Najpierw nałożyłam podkład z białej farby, potem wykonałam już sam wzór. Dodatkowo do wykończenia użyłam werniksu akrylowego.
       Nie wspomniałam o rodzaju farb, którymi malowałam. Zwykle używam farb akrylowych, więc i tym razem tak się stało. Myślę, że farby się sprawdziły. Są wodoodporne, ale za to nie są odporne na ścieranie. Ale dodatkowa warstwa werniksu pomaga zachować trwałość. Buty można więc bez problemu myć mydłem i szczoteczką, natomiast o wrzuceniu ich do pralki można w każdym razie zapomnieć.

       Efekt jest taki jak na zdjęciu, bardzo mi się podobają i ubieram je aż nazbyt często. Szkoda, że mam jeszcze tylko jedną parę ‘wolnych’ tenisówek .


mitsubishi poznań

Renowacja stołu bez blatu

Z tym stołem wiąże się bardzo długa praca, a podejrzewam, że jeszcze dłuższa historia. Bo kto wie ile lat spędził w szopie lub w innych miejscach, o których nie wiem. Kto na nim co robił. A wreszcie jak pozbawiono go blatu i szuflady, a pozostawiono same chude nogi. Czysta niegodziwość.
Te, w zasadzie, pozostałości po stoliku znalazłam u mojego K. w szopie czy garażu jak kto woli. Myślę, że nikt by nie zwrócił na to uwagi, jednak ja uwielbiam zrobić coś z niczego. Im mniej z czegoś zostało, tym więcej ja mogę z tym zrobić. I tutaj musiałam od zera zrobić cały blat i przy okazji szufladę. Z szufladą nie było problemu, mam ich już wiele na swoim koncie, a praktyka w końcu uczyni ze mnie mistrza w fachu robienia szuflad.
      Wydaje mi się, że od razu miałam koncepcję na ten stolik. Wykonanie całkowite trwało rok. Wiadomo, człowiek z rozjazdach: studia – dom, warsztatu w mieszkaniu nie mam, więc tak to się ciągnęło. Ale efekt super, uwielbiam ten stolik. Chciałabym go kiedyś zabrać do swojego własnego mieszkania.
W przygotowaniu mam też do niego krzesło, jest już w zasadzie gotowe, ale cały czas szukam obicia do siedziska. Jak znajdę, to nie omieszkam go tu przedstawić.
     Pierwszy etap prac to oczywiście oczyszczanie nóg z farby. A warstwa zacnej farby była gruba. Opalarka poszła więc w ruch. Potem papier ścierny, szlifierka, jakoś poszło. Oczyszczanie z farby nigdy nie jest łatwe, bo zawsze są jakieś dziury po kornikach, w których ta farba sobie uporczywie przesiaduje.
Następny etap to szuflada, była to jedna z prostszych czynności, więc zrobiłam ją zaraz po oczyszczaniu. Najwięcej czasu zabrało mi wykucie otworu, aby wpuścić w niego zamek, bo chciałam szufladę na kluczyk, taki miałam pomysł, kaprys, trochę to zajęło w każdym razie.
       I najprzyjemniejszy etap końcowy – bejcowanie. Wymyśliłam sobie zabejcować drewno na kolor niebieski. Ha, ileż czasu zajęło mi samo znalezienie odpowiedniego koloru, który by mnie usatysfakcjonował i zadowolił. No parę miesięcy w każdym razie…
       Kolor niebieski, w zasadzie czarna porzeczka, prezentuje się super, zwłaszcza w miejscach, gdzie drewno jest ciemniejsze – tam wygląda jak przypalany. Potem lakierowanie i sprawa skończona. Na tym oto etapie mam nogi stolika i szufladę. W szufladzie jeszcze jednak nie ma kluczyka i ozdobnych okuć.
To zostawiam na sam koniec, zwieńczenie dzieła.

Praca nad blatem

To osobna historia. Najpierw malowałam kafle. Były to stare kafle znalezione na strychu u K. Udostępnił mi je i piekielnie ciężkie wiózł dla mnie do Wrocławia. Bo malowałam je w mieszkaniu, było to zimą. Malowałam etapami, bo były śliskie i zielonkawe, więc najpierw podkład, potem tysiąc warstw farby akrylowej, aby uzyskały planowany kolor beżowy.
     Potem nakładanie wzoru – róże. To było przyjemne i poszło sprawnie. Ażurowy wzór na obramówce wymyśliłam już później, bo czegoś mi brakowało. Znowu żmudna robota. Na koniec położyłam werniks pękający i postarzający, aby nadać efekt wiekowości. Potem warstwy lakieru utwardzającego.
Ale kafle na blat powstały.
      Przede mną był długi okres poszukiwania płyty OSB, która utrzyma ciężar. Wiadomo, kasy się nie miało, bo student bez pracy, więc nie było łatwo tego przeskoczyć. Musiałam liczyć na pomoc.
    W ostatecznym formowaniu blatu pomagał mi ojciec, przygotował stabilną płytę wraz z kątownikami do mocowania nóg. Pomógł mi przykleić kafle i zamocować drewnianą ramę z kątowników. Fugę do kafli miałam tylko brązową, więc położyłam tę fugę, a następnie, po wyschnięciu, skropiłam ją niebieską bejcą, efekt zadowalający. Kolejna warstwa lakieru znalazła swoje zastosowanie także i tutaj.
Wszystko wyschło, poskręcane, okucie do szuflady dokupione, podkładki z filcu na nogach przyczepione.

Rzecz gotowa!










Jak czytam ten opis, to naprawdę wydaje mi się za krótki.

czwartek, 14 lipca 2011

Rzecz o tablecie graficznym

Od niedawna mam tablet graficzny. Taka fajna rzecz do rysowania różniastej grafiki. Bardzo chciałam mieć tablet i, całe szczęście, nie żałuję, że go mam. Ogarnięcie działania tego przedmiotu jest tak naprawdę kwestią chwili, a możliwości jakie daje są nieskończone. Konieczne jest przetarcie się w przypadku, gdy ma się takie coś pierwszy raz pod ręką.

Co do rysowania w ogóle. Nie jestem zwolenniczką „miziania” obrazków. Co przez to rozumiem? Nie ważne czy maluję, rysuję, zwykle robię to szybką ręką, szybkimi pociągnięciami. Nie lubię wykańczać (dosłownie i w przenośni...) W praktyce jednak częściej miziam i wykańczam… Cóż, tego wymaga porządna praca i porządna grafika. Zamieszczam w poście parę bardzo szybkich rysunków krzewów. Były robione w PSE v. 7. Pędzle tutaj dają możliwości naprawdę bardzo fajnego i szybkiego rysunku ideowego.
 
Mój tablet to Pentagram Designer - wiele osób uważa tę firmę za śmieć, generalnie nie kłócę się o wyższość tabletów Wacom, ale cena... A z pentagramem jest tak (jak się okazało), że za bardzo przystępną cenę jest porządny tablet i to z tym indukcyjnym piórkiem, więc rzecz warta uwagi.






tłumacz niemiecki poznań

WIZYTÓWKA

Jednym z moich świeższych pomysłów jest projekt wizytówki, mojej osobistej wizytówki. Najpierw do głowy wpadła mi szara koperta, potem z łatwością przyszło powiązanie ze znaczkiem, pieczątką, metryczką adresata. Jako że dobrym pomysłem jest umieszczanie napisów w górnej części wizytówki w układzie pionowym, listek koperty okazał się miejscem wprost do tego przeznaczonym. Jak wspomniałam pierwotnie miała być to szara koperta z czerwonymi napisami.
W ogóle dizajn był zakrojony na o wiele większe działanie. Wariantów na tę wizytówkę miałam wiele, pokrótce coś o nich powiem. 
Po pierwsze zastanawiałam się nad zadrukiem – czy drukować na kartce szarej czy zadrukowywać tłem kartkę białą. To po pierwsze. Po drugie miałam pomysł, aby wizytówka była rzeczywiście taką małą kopertą, aby wydrukować siatkę koperty, wyciąć ją i skleić, ponadto, żeby była to wizytówka w wizytówce. Chciałam, żeby w małej kopercie znajdowała się zwykła wizytówka w podobnym dizajnie, niosąca te same bądź dodatkowe informacje – w tej sposób ktoś mógłby się jeszcze podzielić moją wizytówką.
Był jeszcze pomysł, aby wydrukować wizytówkę z listkiem koperty, który byłby potem zagięty – tu nie byłaby potrzebna graficzna imitacja cienia na wydruku.

Ostatecznie z powodu lęku o przerost formy nad treścią i z upodobania do przejrzystości moja wizytówka jest kopertą białą i nie jest formą przestrzenną,  jak widać poniżej. Na razie tak pozostanie, kto wie może wkrótce wydam limitowaną edycję własnych, dizajnerskich wizytówek. Ale to przyszłość.




osłona balkonowa

wtorek, 12 lipca 2011

Logo do projektu „SZARE NA ZIELONE”

Jak wspomniałam na marginesie, architektura krajobrazu  to dla mnie warte uwagi zajęcie. Stąd ten projekt, wykonany w ramach większej inicjatywy zamieniania szarych szkół na szkoły zielone. Bardzo piękna inicjatywa, aczkolwiek nie do popisywania się twórczością. Projekt do realizacji nie może być projektem wybitnym. Jeszcze nie teraz, jeszcze nie w Polsce.
 
Tutaj zamieszczam nie sam projekt, a logo do niego. Inspiracją był liść klonu polnego Acer campestre, który umieszczony miał być na propozycji nawierzchni oraz stał się nam motywem przewodnim.




Droga od liścia do logo była zawiła, co pokażę przy etapach tworzenia. Wyszczególnię tu ważne dla mnie punkty powstawania logo.
  •   Jeśli projektuję logo z niczego, to mogę puścić wodzę fantazji i wtedy tworzę absolutny abstrakt bez powiązania z przedmiotem.
  •   Gdy logo jest dla firmy lub do konkretnej rzeczy, wtedy zwykle nawiązuję do głównego profilu działalności, ale niekoniecznie. Logo firmy może być wyabstrahowane z powiązań semantycznych między obrazem a znaczeniem.
  •   Burza mózgów.
  •   Mapa myśli, skojarzeń, pomysłów.
  •   Inspiracje.
  •   Kolorystyka.
  •   Logo z nazwy – logo z obrazu. Znakiem firmowym może być sam obraz graficzny nazwy, czyli zapis literowy. Jest to najprostsza i często tez najbardziej efektywna forma rozpoznawcza dla firmy.

Z naszego logo wyszło ostatecznie coś takiego, jednak został zmodyfikowany napis, który podzieliłyśmy na trzy poziomu (wyraz pod wyrazem), aby scalić logo w wizualny okrąg. Nie zamieszczam tutaj tej propozycji, gdyż była wynikiem pracy w parze.






tłumacz języka niemieckiego szczecin

Logo 'MONDO DI LUCE'

Mały projekcik logo dla firmy dystrybuującej oświetlenie w Polsce. Inspiracją miała tu być żarówka, światło oraz świat. To tak w dużym skrócie.
Pojawia się problem: jakie ma być logo? Skromne, przejrzyste, czytelne czy bogato zdobione? Tutaj dostałam zarzut, że moje są „typowo polskie” czyli przeładowane. Tak zwany przerost formy nad treścią. Zgodzę się w przypadku tej środkowej wersji z żarówką, w której jest świat i jeszcze druciki i tylko węża wpuścić… Bo to jest pierwsza rzecz, z której wynikała cała reszta. Dodam, że takie zarzuty miał do mnie inny grafik, który dawał pierwsze propozycje logo dla tej firmy. I właśnie efektem jego prac była moja odpowiedź, pozostawiam to więc bez komentarza.

Ale pozostałe są już tak proste, że bardziej się nie da – tak mi się wydaje. Są tak proste, że aż niechlujnie niedopracowane.
Pokusiłam się o dopracowanie tego logo poniżej, i właśnie to uznaję za skończone, choć żadne z nich nie doczekało się realizacji – to podkreślam.
To moje pierwsze próby zabawy z logiem, z kolorystyką logo i kształtem. Uważam za udane, ale warte dopracowania.

Podziel się linkiem!

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...