Możecie się ze mnie śmiać, że dopiero teraz promuję u siebie
wełniane zamotki, ale tak to jakoś wyszło.
Młynek kupiłam jakoś w połowie stycznia, a czasu już minęło sporo. Motałam i motałam, a w końcu odłożyłam na bok i tak leżały, aż skończyłam je w ostatnią niedzielę. Słyszałam w tv, że zima będzie miała wielki
come back, niestety, a stety dla zamotków :)
---> u mnie biało za oknem!!! A u Was?
Są dwa, jeden
morski, drugi
brązowy. Oba mają
odpinane broszki i są dostępne w
moich sklepach (lewa kolumna, na górze).
Motanie na
młynku dziewiarskim to wbrew pozorom nie taka łatwa sprawa, ale jak już zacznie iść, to idzie sprawnie.
Dziękuję za wszystkie ciepłe komentarze i odwiedziny :)
Bardzo ładne i do tego cieplutkie. Zastanawiałam się kiedyś jak takie sznureczki się robi:)
OdpowiedzUsuńW chłodniejsze dni zamotki można nosić cały rok;) Wyglądają ślicznie:) Ten pierwszy zdecydowanie przypadł mi do gustu:D
OdpowiedzUsuńU mnie też powrót zimy - całą noc padał śnieg, rano było biało a teraz pada deszcz...będzie ślisko. Zamotki urocze i uważam, że całoroczne:)
OdpowiedzUsuńPięknie Ci wyszły :)
OdpowiedzUsuńŚwietne zamotki, ta z kokardą szczególnie!
OdpowiedzUsuńOba śliczne ;) aj tam wiosna :P śnieg znów sypie, więc jak znalazł
OdpowiedzUsuńPiękne, na chłodną wiosnę też fajne.
OdpowiedzUsuńZachwycające! już pisałam na fejsie :)
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podobają :)
Wieczorami też dziergam ...jak wracam padnięta,
tylko tyle mogę na leżąco :D Kulanie filcu nie wchodzi w grę :)
Buziaki :*
Dzięki Ci :) Twoje dziergania są ekstra i masz świetne włóczki! Fajnie jest dziergać na leżąco :) pracuj, odpoczywaj i twórz :*
UsuńKocham oraz uwielbiam takie zamotki :)
OdpowiedzUsuń